Historia Siegharda jest wręcz typowa dla dzielnicy w jakiej się wychował i dorastał. Jego babunia, której nigdy nie poznał, przyjechała do Berlina by pracować jako łącznik dla Renraku Computer Systems. Znalazła sobie chłopa z jakiejś lokalnej odnogi, cokolwiek. Mieli bobasa, który był jego ojcem, tak samo jak matula pracuje dla corpo. Tylko trochę mu zostało z ojca, więc lubi sobie czasem poszaleć, poczuć nieco adrenaliny. No to raz z chłopakami się wybrali na dziwki, a on jako że był młodym idiotą, to akurat trafił na matke Sieg’a. Bardzo się potem zachwycił tym jaki to jest dojrzały i że został ojcem, więc przez rok czy tam dwa nawet żył razem z Alex, po czym ta zabawa mu się znudziła. Zostawił jej te zabawki z którymi się na moment wprowadził i po prostu zniknął. A jako że nie było już hajsu na prochy od kochanka, to mama Alexa znowu zaczęła się kurwić, gdy już nie musiała cycka podstawiać dla Siega. A on oczywiście bawił się na ulicy. Zabawy zaczęły zmieniać się w małe roboty, koledzy w gangi, aż w wieku 13 lat zabił swojego pierwszego metaczłeka. Jako że był na tyle zaradny, by odstawić sobie hajs na szkołe w Matrixie, to na całe szczęście udało mu załapać na edukacje. A potem gangi, wixy, sex i narkotyki. Paradoksalnie, bardzo lubił czytać, szczególnie teksty z piątego świata. Może miał w sobie jakiegoś poetę i gdyby nie to gdzie się urodził, zostałby pisarzem? Został artystą, jednak sprawnym nie w piórze, a mieczu i spluwie. Zabijał, mówił że to chodzi o hajs, ale prawda była taka że walka go nakręcała, adrenalina i wyzwanie było lepsze niż ścierwa jakich próbował. A jeśli ma być wyzwanie, to oczywiście trzeba iść wa-bank! Pewnie dzięki swojej brawurze i odwadze, albo po prostu strachowi został szefem gangu, który całkiem ładnie zdominował sobie dzielnie. Oczywiście jego pozycja dała mu tyle respektu, co wrogów. Szczególnie po tym jak zanurkował pod karabinem i uciął łeb pierdolnemu orkowi, lokalnemu watażce. Dzięki temu znalazł swoje pierwszego Fixera i zaczął roboty dla Vory. Płatne zlecenia i takie tam pierdoły. Dobry hajs, myślał wtedy. Dostał wtedy też pierwszy chrom – datajack i maszyny reakcyjne, potrzebne na robocie. Jako że robota nie należała do bezpiecznych, a Sam lubił ryzyko, coraz więcej chromu lepiło jego rany. Pierdoliły go jakieś tam ogranicznia, redlining dawał jeszcze większego kopa niż normalna walka. A ile efekciarstwa, gdy twój chrom nagle pokrywa się wyładowaniami, a serwo-motory rozgrzewają do czerwoności! Przełomowym momentem jednak nie było trudne zadanie, prosta eskorta szefa Vory i jego córki z jakiegoś tam happeningu. W końcu Sam, jako że był użyteczny, zasłużył sobie na tyle. Ruski też sobie jako tako wypracował. Problem był taki, że tego samego dnia jego rywale uznali że uformują sojusz i się na niego rzucą. Miała miejsce nie mała rzeźnia, gdzie Sam chociaż uratował szefa Vory i jego córke, tak sam znalazł się w dość paskudnym wybuchu, o postrzałach nawet nie mówie. Wtedy to Fixer od Vory, Borys w zamian za zasługi uzupełnił go chromem. Ot, pożegnalny prezent. Bo nie mogli sobie pozwolić na kogoś takiego by jawnie dalej dla nich pracował. Wtedy też Sam zauważył, ze tak naprawdę mało hajsu na tym zyskiwał. Zainteresował się wiec Shadowrunningiem. Znalazł Fixera, a raczej to on go znalazł, a potem run…